Budzi ją światło wpadające pod kątem przez niedociągnięte zasłony i zabarwia wnętrze powiek na jaskrawy pomarańcz. Przewraca się na drugi bok i zasłania twarz przedramieniem, ostrożnie otwierając oczy gdy powieki trą nieprzyjemnie o przesuszone spojówki; wyciąga na wpół zaschnięte śpiochy z kącików i przełyka gorzki smak w ustach. Jest ósma trzydzieści rano i nie ma żadnego powodu, by się ruszyć z łóżka, jednak potrzeba umycia zębów i odlania się przeważa ciężkość kończyn niechętnych, by się podnieść. Szurając bosymi stopami po starym drewnie i omijając porzucone na ziemi ciuchy, dociera do ciasnej łazienki, gdzie obok kabiny prysznicowej jest zaledwie dość miejsca na kibel, umywalkę wielkości talerza stołowego i pralkę ładowaną od góry, na której siada, szorując zęby na wpół skoordynowanymi ruchami i garbiąc się jak gargulec, by zmieścić się pod bojlerem. Niewidzącym wzrokiem wpatruje się w swoje odbicie w lustrze na szafce nad umywalką. Dawno niepodcinane, ciemnobure włosy są splątane po niespokojnym śnie; oczy, może szare, czasami niebieskie, czasami zielone, prawe zawsze szerzej otwarte od lewego, są półprzymknięte, patrząc na klaustrofobiczne wnętrze przez zaskakująco gęste rzęsy, posklejane snem. Wypluwa pianę i płucze usta, czując, jak przesuszone wargi pękają, i nabiera gorącej wody w dłonie, by na chwilę je w niej zanurzyć. Ostre pieczenie ją otrzeźwia; wytrzymuje ból, aż mija, po czym nakłada na usta warstwę wazeliny. Tłusta maść łagodzi nieprzyjemną suchość.
Pół godziny później siedzi przy swoim rozchybotanym stole, siorbiąc bez entuzjazmu kawę rozpuszczalną z kubka, z którego wypłukała resztę herbaty z poprzedniego wieczora (o ile nie był to już świt; chyba słyszała sąsiada z góry targającego swój rower w dół starą klatką schodową, by zdążyć na poranną zmianę w szpitalu). Nie ma chęci zrobić sobie śniadania; ma ochotę ukryć się pod kołdrą i nie wychodzić, póki ktoś nie przyjdzie zająć się życiem za nią. Przypomina sobie jednak, że łóżko, od kiedy się z niego wygrzebała, zdążyło ostygnąć, i że nie ma w nim nikogo, kto by ogrzał pościel i objął ją, gdy wśliźnie się ukraść jeszcze kilka minut nieróbstwa z poranka przed kolejnym identycznym dniem. I że nie będzie nikogo przez resztę roku. Przykry reality check sprawia, że impulsywnie podnosi laptopa z podłogi i otwiera go, bębniąc niecierpliwie palcami w touchpad, podczas gdy maszyna uruchamia się w swoim niespiesznym tempie. Gdy tylko skype nawiązuje połączenie, natychmiast otwiera okienko ostatnio aktywnego czatu.
zelaznaannie (niedostępny)
Przez chwilę wpatruje się w zapis wczorajszej konwersacji, modląc się po cichu, by Aneta włączyła komunikator. Nagle program rozdzwania się. Annie dzwoni. Odbiera natychmiast.
- Cześć frajerze, co robisz tak wcześnie? Myślałam że nie ruszasz się z wyra wcześniej niż na kwadrans przed wykładami!
Uśmiech na jej twarzy rozciąga pęknięcia na jej wargach, ale prawie nie zauważa pieczenia, słysząc znajomy głos zniekształcony przez mikrofon. Słabej jakości przekaz wideo ukazuje znajomą twarz w nowej oprawie.
- Ufarbowałaś się, wieśniaku, czemu nic nie mówiłaś wczoraj? I miałaś z tym na mnie czekać, Brutusie. Mikołaj cię na to namówił?
Aneta wybucha śmiechem.
- Nie piekl się tak, to peruka. - na dowód chwyta grzywkę i unosi do góry wraz z fragmentem czepka, spod którego wystają jej naturalne, ciemne włosy. - Właśnie przyszła. Będę robić cosplay Clouda, dasz wiarę? Spotkałam laskę, która mi obiecała że pomoże z propsami, w weekendy będę jeździć do domu i szyć z mamą, kupiła sobie maszynę do szycia - choć żadna z nas nie potrafi jej obsłużyć - i mam nadzieję że na PGA będzie gotowy, a jak nie to na Pyrkon, albo jakikolwiek inny konwent, jak nie gamerski czy fantastyczny to akurat z FF mogę iść nawet na mangowy, otaku się też poznają, no nie? W końcu produkcja japońska, jak by nie było -
- Hej, hej, zwolnij trochę. Weź oddech. - monologów Anety brakowało jej jak dobrej kawy i wygodnej wanny. - To super, chcę zdjęcia z każdej przymiarki.
- Jasna sprawa. A ty masz dziś w końcu zagadać do tego Szweda o którym mi nadajesz od miesiąca, jasne? Włącz swój nerdowski urok, załóż hipsterki i uczesz się, na miłość Boską, wyglądasz jak mop do zbierania pajęczyn z kątów.
- Ciebie też miło widzieć - burczy, ale uśmiech wciąż tkwi na jej ustach. - A okulary noszę codziennie, bo nie mają moich soczewek u lokalnego optyka, i jak dotąd nie podziałały.
- Dobrze by ci też zrobiło wyspać się parę razy w tygodniu, nawet w okularach podkowy pod oczami wyglądają niezbyt przyjemnie, wiesz? I znowu ci usta pękają, za mało wody pijesz. - twarz Anety znika z ekranu, gdy pochyla się do własnego monitora by przyjrzeć się wideo.
- Dobrze, mamo kwoko, będę pamiętać. - pociąga łyk ze swojego kubka.
- Kawa, herbata i alkohol się nie liczą, wiesz o tym!
Przewraca oczami.
- Nie mam z kim pić, jestem trzeźwa od dwóch tygodni. Moje szczyny są czystsze niż Fiji.
- Fuuj, zły argument. - machająca z odrazą dłoń Anety na ekranie ukazuje się w formie jasnych smug przesłaniających drugą rękę, którą teatralnie zakrywa twarz. - Kto cię nauczył tak mówić?
Śmieje się, szczerze, ale z nutą smutku.
- Chętnie wróciłabym pod twój zbawienny wpływ, Żelazna, ale wiesz że zostaję tu do końca stycznia.
- Też za tobą tęsknię. - na twarzy w okienku komunikatora pojawia się ciepły uśmiech. Gładzi go delikatnie palcami; jej opuszki zostawiają ślad na monitorze.
- Przynajmniej masz Mikołaja. Nie wywalili cię jeszcze z mieszkania za wasze nieprzespane noce?
- Zamknij się, nie jesteś moją przyzwoitką! - piszczy Aneta, markując cios na kamerkę.
- Ależ jestem, od kiedy masz nasze łóżko na wyłączność wykorzystujecie to bez umiaru, przyznaj się.
- Tośka ci powiedziała? - twarz Anety przybiera niemal zawstydzony wyraz, zdradza ją jednak uśmiech kota z Cheshire.
- Wiedziałam! - przybija sama sobie piątkę. - Nie musiała, właśnie się przyznałaś.
- Ugh, nienawidzę cię, wredna szmato.
- Ja ciebie też kocham. Pozdrów M. I Tośkę z Karolą.
- Jak nie zapomnę - uśmiecha się Aneta. Odwraca się w stronę drzwi; ktoś ją woła. - Dobra, bejb, muszę spadać. Mike nas podrzuca na wydział. Nie spóźnij się na swoje wykłady.
- Dobrze cię widzieć - powtarza, tym razem bez sarkazmu. - Pogadamy wieczorem?
- It's a date, skarbie. - Aneta ściąga perukę i puszcza oczko do kamerki. - No lecę, trzymaj się.
- Ty też - odpowiada ciemnemu ekranowi z komunikatem połączenie zakończone. Z westchnieniem zamyka komputer, uśmiechając się do siebie. Dzień rozpoczął się znacznie lepiej, niż się na to zapowiadało kwadrans wcześniej.
No comments:
Post a Comment